To jest oddział chorych na raka duszy. Przegryza się przez tkanki, komórka po komórce, przechodzi od płatu czołowego, wzdłuż kręgosłupa do serca. Nie powiem, nie, to zbyt intymne, nie, już łatwiej rozmawiać o prostatach, odbytach i lewatywach. Bo tak łatwo założyć, że wśród dzikiej rozpusty i pustych słów ty dziwko, ty kurwo brakło już miejsca na różowe i puchate kształty. I do końca nie będzie wiadomo czy i dlaczego, bo tak miało właśnie być. Bo łatwiej szukać, pytania zadawać sobie tylko w łonowej ciemności własnego łóżka. Łatwiej nacisnąć ESC i rozpocząć inną grę, te pierwsze poziomy zawsze są tak łatwe i radosne, wszystko jest dobre, świat jest najlepszym ze światów. Zawsze łatwiej powiedzieć sobie, że ta gra ma gorszą grafikę i większe wymagania. Rzeka płynie, woda się przelewa. Na brzegu zalega zaległa bawełna, skrywa prawdziwe, odrażające piękno tego krajobrazu.
Posiadam wielce irytującą wadę - zawsze chcę znać koniec historii, która się zaczęła. Gdzie jesteś, mój Hitlerze? Jak ma się Ewa Braun? Szczególnie, kiedy nieszczęście sprawiło mnie jej częścią. Skoro przeszłość modelują nasze głowy, dlaczego noszę w sobie fałszywy obraz świata? Dlaczego noszę w sobie wrażenie, że ci wszyscy ludzie śmieją się ze mnie, że wiedzą na mój temat więcej niż ja wiem, dlaczego rzucają dwuznaczne uwagi i litościwie-ironiczne spojrzenia?
Każdy ma swoje podwórko i swój ogród. Każdy się w nich może zamknąć do końca życia i jeden dzień dłużej. Piaskownice i plastikowe żołnierzyki. Pierwsze koślawe akordy. Książki czytane z drzew. Książki czytane nocą, w ukryciu przed czujnym okiem rodzicielki. Poniżyć się aż do pisania listów? Nie, to nie aż tak niska liga.
Sens pisania tkwi w pisaniu, sens słowa w słowie, sens litery w literze. Ich sensem prawda, ich sensem fałsz, ich sensem dezinformacja siebie i innych, życie w przytulnym, miękkim wszechświecie, gdzie postępowało się zgodnie z sobą, sensem, bo tak się robi, bo nie miało się wyboru ani przyszłości w tej drodze, bo nie było komunikacji, bo się nie rozmawiało, bo się rozpadało, bo to rozrywało wewnętrznie, ale na zewnątrz był ten nerwowy uśmiech i pół-śmiech i wszechobecne "tak". Huk w głowie, nocne, brzydkie pory. Why did you take me out of my fucking house?! And kill my parents with me and you commited to me? Oczywiście, miłoby było zrzucić winy na kogoś innego, ale przecież ta rzeka płynie z dwóch źródeł, to nie tak, że nie ja zawiniłem nie będą nam ułani braćmi, my już nie dzieci Piłsudskiego, resocjalizacji nie zaczyna się od kary śmierci. Skoro twarz nie może dostrzec twarzy jak ma dostrzec to, co znajduje się za nią?
A teraz znów ta sama cisza, ta sama szarość, takie samo nic, stan uśpienia, ktoś wcisnął klawisz "standby", maszyna marzy, że ktoś znów go wciśnie. Tymczasem maszyna się rozgrzewa, przygotowuje, lampy się świecą, wylatują z niej pociski i uran, złoto i sztuczne penisy - czołowe produkty kultury. I widocznie lepiej, kiedy ktoś patrzy, kiedy to robimy - w dwuosobowym zaciszu słychać tylko nerwowe śmiechy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
No ok. Popracowałeś trochę. Jestem zbyt zmęczony o tej godzinie, żeby coś sensownego z siebie wykrzesać. To, co powyżej, przemawia do mnie, przekonuje mnie. Stworzyłeś niezły prototyp :O) biorę te maszynę - to mój klon. Pozdrawiam serdecznie. me
OdpowiedzUsuńNa brudstock nie, za stary jestem na tarzanie się w kupie, z tego samego powodu opener też nie. Mam niedokończone sprawy tutaj na miejscu, które wymagają trochę zaangażowania, kiedy je dokończę - będzie można spokojnie gnić i umierać. Jednakoż zapraszam do siebie przy możliwych okazjach.
OdpowiedzUsuń