To już któraś noc z rzędu. Zieleń, bardzo dużo zieleni, czerwień tylko w ręce, złe duchy na ramionach, sto kopyt uderza w plecy, upadek w zwolnionym tempie. Przez pewien czas siedzieliśmy. Było nam wygodnie bardzo, tak. Czerwone mięso ze srebrnych półmisków, ryczący silnik diesla.
Inna noc, inny czas, rozkładający się w rowie nieboszczyk i matka "zbawnasodcałegotegogówna" święta za nami. Nigdy specjalnie go nie lubiłem, z czasem robił się coraz bardziej niepoważny i drażniący, bardzo dziecinny, swoją dziecinnością odzwierciedlający moją dziecinność. Zgiń - powiedziałem. Rozpada się na kawałki wczoraj. Chrom.
Od jutra przetrwały tylko strzępy prześladowań, mały, punkowy Jezus z modelowanym w eternicie nosem i narządami. Jesus real doll znaleziony na stadionie, ho ho, stara szkoło. Można by pomyśleć, że mój umysł błądzi. Druga myśl - jaki umysł. Trzeciej nie ma. Dubito ergo cogito, zbyt religijny się robię na starość, sentymenty totalitarne.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Zbyt hermetyczne jak dla mnie, zauważam zabiegi formalne, sprytne łamanie relacji czasu jak w zdaniu "rozpada się na kawałki wczoraj", ale ogólnie, to mnie nie wkręca. Koda "chrom" zamykajaca środkowy akapit, aż prosi się o wariacje na jej temat w akapitach sąsiadujących. Może wtedy tworzyło by to jakąś całość. Nie chciałbym jednak, z drugiej strony, być źle zrozumiany - popieram taką literacką pracę. Uważam, że ma sens.
OdpowiedzUsuńPS to ja pies, to napisałem, i do tego drugiego wpisu też ja, tylko, że nie umiem się tu podpisać, to chyba tylko dla dziennikarzy i korespondentów wojennych ten blogspot :O(
To ja toto tak ustawiłem, skrytym komentatorom mówimy nie ;).
OdpowiedzUsuńeee tam, ze skrytymi komentatorami jest bardziej kolorowo, świat przecież odbija się tak samo w w akwenach nazwanych, jak i w bezimiennej kałuży :O)
OdpowiedzUsuń